„Pan Bóg już chce zgasić świeczkę, a ja muszę szybko osłonić płomień, wykorzystując Jego chwilową nieuwagę. Niech się pali choć trochę dłużej, niż On by sobie życzył”

Życie bardzo łatwo można stracić, a płomień świecy zdmuchnąć. Codziennie rano wstajemy, myjemy zęby, jemy śniadanie i idziemy do szkoły czy pracy, niespecjalnie myśląc o kruchości ludzkiego ciała czy duszy, nie zastanawiamy się nad własnym życiem i jego ulotnością. Nim się obejrzymy, możemy przeżyć je oślepieni codziennością, nie będąc świadomymi jego wartości. W dzisiejszych czasach jednym z największych zamartwień człowieka jest wątpliwość dotycząca sposobu w jaki przeżyjemy to życie: Czy wybierzemy odpowiednie dla nas zajęcie i spełnimy się zawodowo? Czy zwiedzimy świat i wykorzystamy dobrze młodość? Czy znajdziemy czas dla siebie i dla rodziny? Czy zdążymy wystarczająco wybawić się przed śmiercią? Problemy niektórych młodych ludzi ograniczają się do wyboru odpowiednich ubrań do szkoły czy decyzji zjedzenia obiadu na mieście lub w domu. Niewielu z nas zdaje sobie jednak sprawę, że nie zawsze tak było, że zaledwie 80 lat temu część ludzi nawet nie śniła o tylu możliwościach i nie zajmowały ich tak błahe problemy, ponieważ jedynym wyborem, którego mogli dokonać, był sposób umierania. 

„Zdążyć przed Panem Bogiem” Hanny Krall opowiada o człowieku postawionym przed takim wyborem. Człowieku w puszystym, wełnianym, czerwonym swetrze, w którym skakał po dachach. Człowieku, który przeżył powstanie w getcie warszawskim i to rozpoczęte godziną „W” w 1944 roku [Powstanie Warszawskie]. Człowieku, który był świadkiem odprowadzenia 400 tys. ludzi do transportów na pewną śmierć, który po piekle Holokaustu został kardiochirurgiem. Człowieku stojącym przy bramie na Umschlagplatzu, wyciągającym jednostki z tłumu skazanych. Człowieku, który wziął udział w wyścigu z Panem Bogiem i ratował życia ludzkie. Tym człowiekiem był Marek Edelman.

 Książka – wywiad  zestawia ze sobą przeżycia Edelmana jako dowódcy powstania w getcie warszawskim z doświadczeniami kardiologa, nabytymi po 1945 roku. Porównuje pracę lekarza, której zadaniem było ocalenie jak największej ilości istnień, z pracą dowódcy ŻOB-u – ratowaniem ludzi z tłumu przy bramie na Umschlagplatzu. I to właśnie Edelman wraz z powstańcami stanął przed wyborem- jak umrzeć. Czy popełnić masowe samobójstwo, podpalając getto, spłonąć żywcem? Czy dać się rozstrzelać oprawcom, czy może połknąć truciznę? Czy zmarnować jedną kulkę na strzał w skroń? Zginąć w walce z honorem czy uciec, kończąc swój żywot? Wielu walczących odpuściło i zdmuchnęło świeczki swojego życia. W końcu śmierć była łatwiejszym rozwiązaniem niż życie w cierpieniu. Edelman przeżył powstania, wiele razy cudem wygrywał ze śmiercią. Raz uratował go astygmatyzm esesmana, który kilkanaście razy spudłował, strzelając w jego kierunku. Innym razem Mietek Dąb wracający z pracy ściągnął go z wozu wiozącego skazańców do obozu. Bohater codziennie widział śmierć ludzi, towarzyszy, przyjaciół, ogrom okrucieństwa, po którego doświadczeniu człowiek nie jest już taki sam. Spalenie chłopaka, jego krzyki roznoszące się po całym getcie, widok rozbrajającego się granatu przy głowie przyjaciela, masowe samobójstwo jego towarzyszy , z którymi dzień wcześniej spędził wspólny wieczór-  to tylko jedne z licznych, traumatycznych przeżyć mężczyzny. 

Czytając wywiad, może nam się wydawać, że jest to opowieść o śmierci. Sam Edelman mówił, że w powstaniu zawsze chodziło tylko o nią. Tak naprawdę częste wspominanie naszego końca ma nam uświadomić prawdziwą wartość życia. Rozmówca Hanny Krall, pracując po wojnie jako lekarz, był przekonany, że każda operacja, nawet ta wręcz niemożliwa, niemogąca się udać, ma sens. Zapytany przez dziennikarkę, czy podejmowanie tak ryzykownych decyzji jest wynikiem jego oswojenia się ze śmiercią, odpowiedział, że nie i że po codziennym obcowaniu z nią ma się po prostu większą odpowiedzialność za życie. Wtedy każda nawet najmniejsza szansa życia/ocalenia ludzkiego losu staje się bardzo ważna, bezcenna. Tak więc „Zdążyć przed Panem Bogiem” wcale nie jest książką o tragizmie umierania, jest książką przypominającą nam, jak wielkim skarbem jest życie i że należy chronić jego płomień, który Bóg w każdej chwili może zdmuchnąć. 

Pędząc dzisiaj w pośpiechu za życiem, zatrzymajmy się od czasu do czasu na moment. Pretekstem niech będzie choćby rocznica wybuchu powstania czy to w getcie [19. kwietnia] , czy Powstania Warszawskiego [1 sierpnia] – pomyślmy o ludziach żyjących przed nami, o ich ofierze. 

Przeklinając okropny poniedziałek, w którym uciekł nam autobus i zapomnieliśmy śniadania z domu, nie zapominajmy, że te tak przyziemne problemy zawdzięczamy ich walce. Zawdzięczamy im naszą wolność. 

„My, którzy ocaleli, Wam pozostawiamy to, by pamięć o nich nie zaginęła” mówi Marek Edelman. Non omnis moriar. Dlatego nie zapominajmy, doceniajmy i bądźmy wdzięczni. 

W końcu „(…) nie piszemy historii. Piszemy o pamiętaniu” – Hanna Krall. 

 

                                                                                                               Hanna Mendyk